… ten scenariusz raczej się nie sprawdzi. Premier polskiego rządu – Donald Tusk – kilka tygodni temu sam poruszył tę kwestię. Na razie jednak to mało prawdopodobne, aby w najbliższych 10 latach tak się stało, że energia popłynie do nas szeroką strugą.
Podobną myśl premier Tusk musiał zaczerpnąć od polskich górników. Podczas ich czerwcowego „manifestu” na spotkaniu ze związkami zawodowymi polski premier stwierdził, że oprócz importu węgla, rząd będzie pracował także nad tym, w jaki sposób ograniczyć niekorzystny import energii. Zdaniem Tuska ta energia będzie miała wpływ na kondycję polskiego górnictwa. Przypomnijmy, związkowcy uważają – jako że wszędzie węszą spisek – jakoby duży operatorzy energii elektrycznej zamiast produkować prąd z węgla wydobywanego w swoich kopalniach, wolą kupować go za granicą. Na te słowa oburzył się m.in. Tauron, który wydał w tej sprawie stosowne oświadczenie. W tej chwili najważniejszym źródłem importu energii jest kabel na prąd stały o mocy 600 MW łączący Słupsk ze Szwecją. Niewielkie znaczenie mają łączniki z Czechami i Słowacją. Ale największe fizyczne przepływy prądu mamy z Niemcami, mimo to są one bezużyteczne, bo płynie on prosto do Austrii. Krążą jednak pogłoski o tym, że powstanie swego rodzaju łącznik z Niemcami. O tym przekonamy się wkrótce, ponieważ otworzyła się brukselska szuflada z dotacjami na tego rodzaju projekty.